Ukończone: Atomic Heart

Tytuł: Atomic Heart
Rok wydania: 2023
Platforma: PC (Steam)
Czas: 20 h

Atomic Heart. Gra już po opublikowaniu pierwszych trailerów została okrzyknięta “radzieckim BioShockiem”. Jak się okazało – słusznie.
Ale od początku.

Nie obyło się bez kontrowersji – autorami gry są osoby z rosyjskiego studia, a premiera miała miejsce w rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Emocje u niektórych osób były rozpalone do czerwoności, że niby kupując tę grę finansujesz rosyjskie ministerstwo obrony i propagandę Putina, niektórzy przeżywali temat tak bardzo, jakby co najmniej był to realistyczny symulator zabijania ukraińskich cywilów przez rosyjskich żołnierzy… Strach było cokolwiek napisać o tej grze, bo można było zostać spalonym na wirtualnym stosie – tak samo jak za jedzenie pierogów ruskich albo słuchanie Czajkowskiego.
No cóż, siła stada – nikt nic dokładnie nie wie, ale wszyscy to ja też i po łbie, kto się napatoczy. Tymczasem fakty są takie, że nikt nikomu niczego nie udowodnił, tak naprawdę i z całą pewnością. Sami twórcy wypowiedzieli się, że odcinają się od wojny i wszelkiej polityki i nie da się ukryć, że gra Atomic Heart ma silnie antywojenną wymowę, zarówno fabularnie jak i choćby w wypowiedziach głównego bohatera.

Innymi kontrowersjami jakie wybuchły był płacz niektórych graczy z USA, że w widocznych na telewizorach w grze odcinkach starej radzieckiej kreskówki “Wilk i Zając” pojawiło się… stereotypowe, wysoce rasistowskie przedstawianie osoby czarnoskórej (chodzi o odcinek, w którym Wilk i Zając odwiedzili muzeum). No, tak. Stereotypy wobec osób czarnoskórych i rasizm. W Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich w latach 70. Dla Amerykanów inny wymiar świadomości, a dla każdego kto wychował się w Europie wschodniej okresu komunizmu lub nawet już pierestrojki… Ech. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
A czy gra promuje komunizm? Nie. Jeśli ktoś nie rozumie pojęcia “świat przedstawiony” i traktuje AH dosłownie, to widocznie miał stromo pod górkę do szkoły średniej. W AH wszechobecna jest autoironia, ale też trochę słusznej satyry na współczesny świat.

Przyznam, że trochę obawiałam się pisać o AH, ale na szczęście po dwóch latach emocje ucichły i nikt nie zwymyślał mnie od naziSStów, zbrodniarzy wojennych i innych ludobójców. Uff.

Ukończenie AH zajęło mi 20 godzin – nie za dużo, nie za mało, w sam raz. Jak klasyczne shootery z fabułą z dawnych czasów, typu Half-Life 2 czy właśnie BioShock.
Nie da się odmówić twórcom AH silnej inspiracji dziełem Kena Levine’a i – wow! – nie jest to “inspiracja” polegająca na tym, że graczowi co chwila się odbija “właściwą” grą. AH to świeży twór, wykorzystujący pewne mechaniki BioShocka – i dopracowujący je. Ale bez kalkowania.
Rozgrywka jest bardzo urozmaicona – mamy walkę z różnymi rodzajami przeciwników, mamy trochę elementów zręcznościowych, mamy “odpowiedniki plazmidów”, mamy wreszcie mniej i bardziej zaawansowane zagadki. Przyznam, że niektóre sprawiły mi trudność – jakkolwiek dla osoby z prawidłowo funkcjonującym mózgiem ich rozwiązywanie będzie swobodne i fajne. AH nie pozwalał mi się nudzić, nie ma w tej grze monotonii i rutyny, która w pewnych momentach potrafiła wyjrzeć nawet z BioShocka. Nie ma też żadnych tanich straszaków i oskryptowanych głupot.

AH jest również dość wymagającą grą – nie tylko walki z bossami wymagają skilla. Chociaż może w tej kwestii nie warto brać mojego zdania pod uwagę, bo gram jak 90-letnia babcia, także wiele wyzwań w grach sprawia mi trudność.
Także gameplay na plus, fabuła wciąga, postacie są wyraziste i fajnie napisane, polski dubbing też daje radę. Roboty i inne cuda radzieckiej technologii są genialne i świetnie zaprojektowane. Jest też trochę abstrakcji i absurdu.

Gdzie wady? No, są.
Pierwsza wada to bugi, nienaprawione od trzech lat. Czasem jakiś skrypt nie zaskoczy, czasem gra się wywali, a na ogół dokuczają graczowi babole graficzne, typu źle wczytane lub rozwalone tekstury.
A druga wada… Zakończenie. W sumie zakończenia? AH ma dwa zakończenia, zależne od wybranej opcji dialogowej. Pierwsze, w dużym skrócie jest takie, że nasz bohater rzuca wszystko i wszystkich i idzie w pi*du. Drugie zakończenie jest natomiast bardziej skomplikowane – tak, to plot twist na miarę BioShocka, tyle że tutaj nie ma dobrej doktor Brigid Tenenbaum, która uratuje bohaterowi tyłek kiedy on wpadnie w tarapaty. Nasz Major jest tutaj właściwie pionkiem, którego każdy próbuje wykorzystać do swoich własnych celów, kompletnie się z tym gościem nie licząc. Fabuła zostaje po prostu ucięta. I… i co dalej? Halo? Ktoś może wie? Może będzie druga część? A może… trzeba kupić DLC? Ano właśnie. AH ma trzy fabularne DLC, które kontynuują fabułę i ukazują dalsze losy bohaterów.
Każde DLC kosztuje na Steamie 32 zł. To niby niedrogo – niby, bo 3×32 zł daje nam cenę, za którą można kupić niejedną pełnoprawną grę. Blizzard zastosował ten sam trik w Diablo III, które ogrywałam parę miesięcy temu (tutaj mniej mnie to bolało, bo kupiłam kompletną edycję na płycie z drugiej ręki i tak samo ją potem odsprzedałam). Szkoda, że małe studia też przejmują od wielkich korporacji to co najgorsze.
Może kiedyś dokupię te trzy DLC i zobaczę, co mają do zaoferowania, ale nie pali się. Choć nie powinnam – bo kupowanie DLC z zawartością, która POWINNA być w głównej grze (za którą się zapłaciło, i to niemało) – tylko napędza tego rodzaju chamskie praktyki i daje twórcom przyzwolenie na takie gówniane zachowania.

Reasumując – gra fajna, dobrze mi się grało, tylko ten finał niestety wywołał u mnie spory niesmak…

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Ta strona używa plików cookies.
Jak wykorzystujemy Cookies
Jak wyłączyć cookies
AKCEPTUJĘ
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x