No i udało się. :) Ukończyłam Diablo III wraz z dodatkiem Reaper of Souls. Grałam na Xboksie Series X, statystyki macie powyżej.
Diablo, wiadomo – seria legenda, szczególnie oryginalna dwójka. Ale cóż – nie było mi było dane zagrać w Diablo II w jego najlepszych czasach, ani w ogóle. Wiele gier mnie wtedy ominęło, bo raz, że nie miałam praktycznie żadnych kolegów i przez to nie miałam żadnego dobrego źródła, a dwa – byłam dość tępą nastolatką i potrafiłam grać tylko w FPSy. Taka wtedy byłam i… i tyle. Wprawdzie wkrótce po maturze mój ziomek z licbazy btnpl podrzucił mi Diablo II na kilku spiraconych płytkach, ale niestety jak to często bywało, piracka wersja nie chciała nawet zainstalować się na moim komputerze.
O Diablo III napisano wiele, ale jako że niespecjalnie mnie obchodzi co inni – a szczególnie fanboye – piszą o grach, w które gram, postanowiłam sprawdzić sama z czym to się je.
Tak, Diablo III to pierwsza część serii, z którą miałam w ogóle styczność i którą ukończyłam. No niestety, tak wyszło i nie mam wehikułu czasu, żeby naprawić to karygodne świętokradztwo. :’) Moje pierwsze zetknięcie z Diablo III to rok 2019, kiedy mój narzeczony – z którym jeszcze wtedy nie mieszkałam – zachęcił mnie do ogrania tej gry. Grałam na PC, ale wówczas nie udało mi się ukończyć tego tytułu. Do tematu wróciłam dopiero po zakupie konsoli Xbox Series X i to za drugim podejściem. Jestem z siebie dumna, bo to kolejna w pełni ukończona przeze mnie gra – a nie rozgrzebana i porzucona. :)
Nie będę rozwodzić się na temat oprawy graficznej, bo co by nie było, to zawsze komuś coś nie będzie pasowało. Mnie się podobała, chociaż w 4k już trąci myszką.
I akurat Diablo III fajnie wpasowało mi się w dyskusje o wyglądzie bohaterek – szczególnie tych płci żeńskiej – w grach. Moja konkluzja jest w dużym skrócie taka, że większość ludzi (płci obojga, czy ile ich tam teraz istnieje) musi mieć naprawdę smutne życie, skoro tak potrafi go/ją/they/them boleć fikcyjna postać z fikcyjnego uniwersum.
W Diablo III grałam mniszką, będącą moim całkowitym przeciwieństwem – wysoką, szczupłą, z długimi, jasnymi włosami. Ja jestem niska, gruba, a włosy mam krótkie, ciemniejsze i rozje*ane na wszystkie strony – i naprawdę nie boli mnie wygląd dziewoi, którą gram. Może to dlatego, że mam szczęśliwe i ułożone życie osobiste. :) Przez większość gry towarzyszyła mi Zaklinaczka – też fajna laska. Wybrałam ją zamiast Templariusza, wojownika-mężczyzny i Szelmy, łotrzyka. Powód był prosty, władała mniej bronią, a więcej magią i wydało mi się to bardzo fajne. Tworzyłyśmy “babski team”, na który nie było mocnych – i to było genialne. Nie widzę w tym nic seksistowskiego, wprost przeciwnie. A że postacie są przerysowane? Taki jest urok gier fantasy i taka zawsze była ich konwencja, no niestety. Przerysowane są i postacie kobiece, i męskie. Jakkolwiek, facetów płaczących o to, że w grach innego rodzaju postać kobieca wygląda bardziej jak zwykła kobieta (jaką można zobaczyć na ulicy, w sklepie, w pracy, gdziekolwiek irl), niż jak jakaś napompowana dupa z pornola, też mi bardzo szkoda.
Polecam wychodzić z domu i dotykać trawy, to zmienia człowiekowi priorytety.
Tym, co bardzo podobało mi się w Diablo III jest poziom trudności. Na pierwszym poziomie – normalnym – gra nie stanowi wyzwania i nie musiałam się martwić, że sobie nie poradzę (a tak niestety bardzo często się u mnie dzieje). Nie jestem z tych, którzy kochają rywalizację i muszą cokolwiek komukolwiek udowadniać – po prostu mogłam poznawać fabułę swobodnie eksplorując i walcząc, ale bez frustracji i ginięcia co 30 sekund.
To oczywiście nie znaczy, że gra jest banalnie prosta – są wyższe poziomy trudności i na nich odnajdą się gracze lubiący wyzwania. Podoba mi się coś takiego, bo poziom trudności nie “dyskryminuje” – może w nią pograć i taki no-skill jak ja, jak i zaprawiony w bojach pogromca demonów i chyba każdy będzie zadowolony.
Diablo III posiada pełnoprawny dodatek – Reaper of Souls, który dodaje do głównej fabuły cały nowy akt. Dodatek został na siłę wydłużony – dodatkowe lokacje typu komnaty, jaskinie, tunele itp. często zaczynają się nieznośnie ciągnąć, a niewiele w nich innowacji. Możemy fajnie wylevelować postać, ale po pewnym czasie taka monotonna rozgrywka zaczyna nużyć.
Ogrywając dodatek poznamy również urwane wraz z pokonaniem Diablo losy postaci z głównej gry, dowiemy się też kilku fabularnych ciekawostek. Co do stosunku jakość-cena nie wypowiem się, bo kupiłam pełną edycję Diablo III z drugiej ręki, więc było mi wszystko jedno.
Jak widzicie, przejście Diablo III wraz z dodatkiem zajęło mi kawałek czasu. Nie skupiałam się na osiągnięciach i statystykach, bo to nie moja bajka. Czasami, zwłaszcza pod koniec, już trochę męczyłam tę grę, ale mimo to rozwalanie demonów, potworków i reszty przeciwników nie nużyło mnie jakoś bardzo i bywało naprawdę satysfakcjonujące.
Przede mną Diablo II Resurrected oraz Diablo IV. A kiedy – to się okaże. :)